Skip to content Skip to footer

Jak zostać zombie, czyli o wpływie TikToka i innych social mediów na nasze mózgi

HRejterzy strona oficjalna - Jak zostać zombie

Kto nigdy nie przyszedł do kuchni tylko po to, żeby bezmyślnie otworzyć i zamknąć drzwi od lodówki, niech pierwszy rzuci keczupem. Idziesz gdzieś, masz misję, stajesz pośrodku pomieszczenia, ale twoja pamięć podręczna świeci pustkami. Przypomina ci się wszystko, włącznie z ostatnim sezonem „Mody na Sukces”, ale na pewno nie to, co było do zrobienia. Jeśli to pojedynczy przypadek, bo masz akurat dużo rzeczy na głowie, to nic w tym dziwnego, że twój zapełniony bufor może zgubić jakieś dane. Gorzej, jeśli masz tak na co dzień, nie możesz skończyć żadnego zadania, a przypomnienie sobie zaplanowanych czynności jest trudniejsze niż powiedzenie Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter.

Social media in progress

Aby znaleźć źródło tych problemów, warto cofnąć się o niecałe 20 lat. W 2004 roku pewien student z USA uruchamia portal społecznościowy, który zyskuje popularność wśród powiększającej się rzeszy internautów. Mowa o Facebooku i Marku Zuckerbergu, który (bez względu na to, czy uważamy, że jest botem lub reptilianinem, czy nie) rozpoczął nową erę życia prawie każdego człowieka korzystającego z Internetu. Nagle odnaleźliśmy swoich dawno zapomnianych krewnych z Chicago, zaczęliśmy umawiać się na randki z gościem z Grudziądza, mogliśmy na żywo dzielić się tym, co w danym momencie robimy („Gram w greu”) oraz polubić zdjęcia kotów naszych znajomych. Co ciekawe, powstała w 2006 roku polska platforma Nasza Klasa była u nas przez wiele lat zdecydowanie popularniejsza niż jej zagraniczny protoplasta i dopiero od 2011 roku zanotowała znaczny odpływ użytkowników, właśnie na rzecz wielkiego „F”.

Potem przyszła kolej na Instagrama, Twittera czy Snapchata (tego ostatniego o wyjątkowo krótkim – jak na platformę społecznościową – cyklu życia), ciągle również brylował YouTube. Wszystkie te platformy ściągały do siebie użytkowników zdjęciami celebrytów, personalizowanym feedem, a gdzieniegdzie nieśmiało przebijały się pierwsze relacje. I nagle pojawia się on, cały na biało. W 2016 roku powstaje TikTok, który na początku zaskarbił sobie przychylność chińskich twórców krótkich filmików, a następnie aplikacja rozpoczęła „kolonizację” poza granicami Chin. W 2017 roku TikTok łączy się z inną tego typu aplikacją, którą pokochali użytkownicy z USA – Musical.ly. Bezbolesna migracja kont twórców między aplikacjami sprawiła, że już w 2019 TikTok osiągnął najszybszy wzrost popularności, gromadząc na swoich serwerach ponad miliard (!) użytkowników. A wszystko to dzięki krótkim, dynamicznym formom video, które przyciągają uwagę jak magnes… mimo iż większość z prezentowanych treści to koty, psy, dzieci, kiepskie covery i sikanie w majty.

HRejterzy strona oficjalna Social media ikony

Mózg lubi to

Ludzki mózg jest bardzo skomplikowanym tworem, a pełne poznanie i zrozumienie jego sposobu działania wciąż jest jeszcze przed nami. Wiemy już natomiast, jak reaguje na pewne rzeczy i że tak naprawdę bardzo łatwo wytrącić go z równowagi. Dlaczego? Bo lubi cukierki.

Jak już mówiliśmy w naszych filmach i wpisach o produktywności, mózg uwielbia stymulację prostymi i łatwymi przyjemnościami, które łaskoczą ośrodek nagrody. To może być jedzenie, zrealizowanie szybkiego taska zamiast zabranie się za długi i skomplikowany projekt czy obejrzenie kolejnej rolki ze śmiesznym szczeniakiem na Insta zamiast odpisanie na email od klienta. Wszystko, co szybko zaopatrzy nas w dodatkową dawkę dopaminy – neuroprzekaźnika występującego w naszym ośrodkowym układzie nerwowym i skorelowanego z odczuwaniem przyjemności i satysfakcji. Podobnie działają niektóre substancje psychoaktywne, ale to wiemy tylko od kolegi.

Wspomniane już wcześniej krótkie filmiki, jak rolki na Instagramie, relacje z Facebooka czy nagrania na TikToku, to małe zastrzyki dopaminy w ciągu dnia, które serwujemy sobie… czasami zupełnie bezwiednie. Według raportu Digital Poland z 2022 roku okazuje się, że przeciętny Polak korzysta z sieci przez prawie 7 godzin w ciągu dnia, a ponad dwie godziny z tego poświęca na swoją obecność w mediach społecznościowych. Jak się jednak okazuje, intensywne oglądanie krótkich video nie tylko stymuluje nasz układ nagrody, ale niestety również upośledza nasze pozostałe układy. I okazuje się, że nie są to jednostkowe problemy, a kwestia, która dotyka wszystkich ludzkich mózgów.

Co ja właściwie robiłem?

Pamięć prospektywna to nasz wbudowany kalendarz z przypomnieniami – zarówno o tym, że imieniny teściowej są w przyszłym tygodniu, jak i o tym, że przyszliśmy do kuchni nie po to, żeby po raz piąty zajrzeć do lodówki (chociaż wcale nie jesteśmy głodni), ale po to, żeby wstawić wysypującą się zmywarkę. Innymi słowy, pamięć prospektywna odpowiada za nasze zamiary i zadania odroczone w czasie. A dlaczego o tym piszemy? No właśnie próbujemy sobie przypomnieć.

Zgodnie z ostatnimi badaniami Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium, oglądanie krótkich form filmowych, takich jak filmy na TikToku, rolki z Insta czy shorty z YouTube’a, upośledza działanie naszej pamięci prospektywnej poprzez szybkie i następujące po sobie zmiany kontekstu, który dodatkowo jest bardziej angażujący, niż zwykłe zdjęcia czy krótkie newsy (np. na Twitterze). Przykładowo, jeśli mieliśmy jakieś zadanie do wykonania, ale w międzyczasie obejrzeliśmy relacje 15 znajomych w smartfonie, to możemy być pewni, że nie będziemy wiedzieli, co robiliśmy i co planowaliśmy przed obejrzeniem tych filmików. Nasz mózg po prostu wyprze te wcześniejsze zamiary, czyszcząc sobie bufor na treść z kilkunastu Bardzo Ważnych Filmów o Małych Kotach. Naprawdę bardzo ważnych.

Wykres z badań nad pamięcią prospektywną
Źródło: Opracowanie UML München „Short-Form Videos Degrade Our Capacity to Retain Intentions: Effect of Context Switching On Prospective Memory”, https://arxiv.org/pdf/2302.03714.pdf, dostęp 2023.07.03

Przeskakiwanie pomiędzy kontekstami (czyli odmiennymi od siebie treściami angażującymi nasze zdolności poznawcze) czy przerywanie sobie wykonywanego zadania atraktantami w postaci social mediów, to doskonały sposób na niekończenie rozpoczętych czynności. A także zapominanie o tym, co robiliśmy. I co zamierzaliśmy zrobić. Dokąd zmierzamy i gdzie jesteśmy. Prosty sposób na wyrobienie sobie drzwi od lodówki. Jeszcze prostszy na zostanie zombie.

Oglądanie krótkich filmów czy scrollowanie niekończącego się feedu przed snem oraz zaraz po przebudzeniu to także najlepsza metoda na to, żeby w ciągu dnia być niewyspanym i utrudnić sobie koncentrację nad najprostszymi zadaniami. Jeśli więc szukaliście odpowiedzi na pytanie „Dlaczego nie mogę się nad niczym skupić i o wszystkim zapominam? Czy to przez to, że jestem już po 30-ce?” to już nie szukajcie, oto ona. Nie musicie dziękować.

Heads up!

Jeśli nie chcesz być skazany/a na wieczne otwieranie lodówki w poszukiwaniu zapomnianego sensu życia, to możesz sięgnąć po kilka rzeczy, których celem jest pomoc w zarządzaniu swoim czasem online. No i przede wszystkim podnieś głowę znad ekranu smartfona.

Cyfrowa równowaga

Cyfrowa równowaga to aplikacja od Google dostępna w systemie Android, która pokazuje, ile czasu oraz w jaki sposób użytkuje się smartfona – jak często jest odblokowywany („muszę tylko spojrzeć, czy nikt na pewno nie napisał”), ile przychodzi powiadomień, jakie aplikacje są używane najczęściej. Oprócz tych statystyk, aplikacja pozwala nam ustawiać ograniczenia czasu używania wybranych aplikacji, a także tryb nocny, tryb koncentracji czy przypomnienia, żeby nie chodzić po mieście z głową w telefonie. JSON deklaruje, że ma ustawione ograniczenia czasowe na używanie swojego smartfona – więc bądź jak JSON i ustaw je sobie już dziś!

Analogiczne rozwiązanie funkcjonuje również dla użytkowników urządzeń z rodziny nadgryzionego jabłka i występuje pod nazwą Czas przed ekranem.

Włącz skupienie

Większość smartfonów posiada opcję ustawienia godzin skupienia, czyli czasu, gdy nie chcesz, aby twój telefon dawał ci o czymkolwiek znać. Warto zaplanować sobie kilka takich bloków w ciągu dnia – najlepiej po przebudzeniu, w trakcie pracy czy przed snem.

Wycisz, schowaj, zapomnij

Walka z FOMO (Fear Of Missing Out, czyli strach przed pominięciem jakiejś ważnej informacji i byciem offline) jest trudna, ale ciągłe sprawdzanie newsów, feeda i reagowanie na każdą wibrację (nawet tę fantomową) absorbuje twoją uwagę na tyle, że wykonanie nawet najprostszych zadań w całości i do końca przestaje być możliwe. Wysoki poziom stresu, który temu towarzyszy, nie sprzyja odpoczynkowi, wysypianiu się ani koncentracji. Jeśli chcesz skupić się na wykonaniu zaplanowanych zadań, spróbuj wyłączyć powiadomienia w telefonie lub wyłączyć zupełnie dźwięki i wibracje oraz schowaj telefon do plecaka lub torby – a jeśli jesteś w domu, to daj go do innego pomieszczenia.

Planuj działania

Ok, telefon wyłączony i zakopany przy rzece, ale co teraz ze sobą zrobić? Łatwiej powiedzieć, bo twój mózg reaguje na tę sytuację jak na syndrom odstawienia – brakuje ci telefonu, odczuwasz nagłą i niepowstrzymana chęć sprawdzenia, co się dzieje w świecie online, czujesz się źle i dalej nie możesz się nad niczym skupić. Weź coś do pisania (kartkę i długopis, kredę i tablicę, glinianą tabliczkę i rylec) i napisz 4-5 punktów. Do tych punktów dopisuj zadania, nawet najprostsze, które masz do wykonania w ciągu czasu bez używania telefonu. To może być zadanie koncepcyjne, ugotowanie obiadu albo wyniesienie śmieci. Zabierz się za realizację pierwszego zadania. Jak tylko uznasz je za zakończone, to wykreśl pozycję z listy. Nieźle, co? Wykreślanie zrealizowanych zadań z listy jest satysfakcjonujące i również łaskocze ośrodek nagrody. Good job!